Kochani, ostatnio czytaliśmy książkę o zwierzętach, które według baśni i legend na różne sposoby pomagają ludziom, przynosząc im szczęście i pomyślność (jeśli przegapiliście ten wpis, to wciąż możecie znaleźć go na naszej stronie pod linkiem: „Pod jednym dachem z krową”). A tym razem proponuję wam opowieść już zupełnie współczesną a nie baśniową. Ale w dalszym ciągu zostajemy przy bohaterach (a raczej bohaterkach) zwierzęcych, a konkretniej ptasich! O kurach, moi Drodzy!
Justyna Bednarek
Kury z grubej rury
Wydawnictwo Słowne
Warszawa, 2022
Książkę możecie wypożyczyć w Oddziale dla Dzieci (ul. Wojska Polskiego 41)
Czy można napisać wciągającą, zabawną, mądrą książkę o kurach? Oczywiście, że tak, zwłaszcza jeśli się jest Justyną Bednarek. Panią Justynę znacie na pewno jako autorkę opowieści o Skarpetkach. A może ktoś z was był na spotkaniu z nią w Krośnieńskiej Bibliotece Publicznej? A może ktoś wybiera się na spotkanie we wtorek 20 września? Tak czy inaczej, nawet jeśli nie czytaliście „Niesamowitych przygód dziesięciu skarpetek” ani nie widzieliście pani Justyny „na żywo”, uwierzcie mi na słowo, że to niesamowicie pomysłowa pisarka, która o takich zwykłych kurach potrafi napisać bardzo ciekawą historię. A zresztą, nie wierzcie mi na słowo, ale przeczytajcie ją sami, by się przekonać, że mówię absolutną prawdę!
Kury są cztery. Augusta, Hildegarda, Belka i Żaneta. I któregoś dnia trafiają do rodziny Ogórków. Ale to nie tak, że mama Monika (testerka czekolady) i tato Tomasz (biolog specjalizujący się w odmianach fasoli) świadomie zdecydowali, że zrobią niespodziankę trójce swoich dzieci – Ani (lat 8), Wojtkowi (lat 6) i najmłodszej Karolinie (lat 4 i pół) i zamiast psa, kota, rybek, chomika, kanarka, czy co tam jeszcze ludzie trzymają w domach, kupią im kury. O nie! To kury zdecydowały, że pora znaleźć sobie jakąś ludzką rodzinę u której mogłyby zamieszkać. Bo musicie wiedzieć, że wcześniej, zanim nasza historia jeszcze na dobre się rozkręciła, kury wychowywane przez indyczkę Malwinę mieszkały w rurze. Zardzewiałej, zarośniętej pokrzywami, porzuconej na skraju łąki. A jaka normalna kura chciałaby do końca życia mieszkać w rurze? Kiedy więc cztery siostry (czy ja mówiłam wam już, że Augusta, Hildegarda, Belka i Żaneta były siostrami?) zobaczyły że na polnej drodze w pobliżu rury zatrzymał się samochód, którym podróżowała mama Monika i tato Tomasz, bez wahania podjęły decyzję, wykorzystując moment nieuwagi państwa Ogórków wskoczyły na zderzak, na którym umościły się jak na grzędzie i pojechały do swojego nowego domu!
A jak już przyjechały nieco okopcone spalinami z rury wydechowej samochodu Ogórków, to dzieciaki – Ania, Wojtek i Karolina zdecydowały, że koniecznie muszą zostać z rodziną. I kto wiem, czy tato Tomasz nie sprzeciwiłby się temu stanowczo (być może czuł, że to jemu przypadnie zadanie skonstruowania kurnika), gdyby nie fakt, że podczas zaczynającej się właśnie dyskusji o tym, czy kury mogą zostać czy nie, Żaneta trzymana na rękach przez Karolinę z wielkich emocji (a być może również ze zbyt mocnego przytulenia przez Karolinę) niosła swoje pierwsze w życiu jajko! A mama Monika bardzo, bardzo lubiła jajecznicę. W ten sposób tato Tomasz został przegłosowany i kury zostały u Ogórków.
A skoro kury zostały, trzeba im było przygotować miejsce do mieszkania. No i oczywiście musiał to być kurnik. I oczywiście miał się nim zająć tato (swoją drogą to ciekawe, czemu ludzie zawsze zakładają, że jak trzeba przepiłować deskę albo wbić gwóźdź to lepiej to zrobi mężczyzna? Akurat w przypadku rodziny Ogórków dużo sprawniej z zadaniem poradziłaby sobie mama!). Na szczęście tato Tomasz nie musiał zaczynać „od zera” ale w pewien poniedziałek otworzył karton z „kurnikiem do samodzielnego złożenia” i zagłębił się w instrukcji montażu. Niestety, choć instrukcja napisana była chyba we wszystkich językach świata nie było wśród nich polskiego!
Nie zostało więc tacie nic innego niż analizowanie obrazkowej części instrukcji a potem wzięcie się za robotę. Szło nieźle. Powstała konstrukcja, która miała trzy ściany i dach, była trochę krzywa ale stała. Pewien niepokój wzbudzał fakt, że w kartonie pozostały jeszcze jakieś elementy do wykorzystania, a tato nie miał zielonego pojęcia, jakie mogłoby być ich przeznaczenie… To już kury wiedziały lepiej (w końcu to one były najmocniej zainteresowane tym, by ich dom był solidny i stabilny a co najważniejsze – kompletny). I gdakały sobie tak między sobą, że te dodatkowe elementy, które tato Tomasz Ogórek uznawał za zupełnie bezużyteczne to przecież grzędy i dno kurnika. I wtedy stała się rzecz absolutnie dziwna… Kury gdakały, tato się namyślał, Wojtek plątał się pod nogami. Aż nagle zaczął podpowiadać tacie do czego mogą służyć pozostałe deski i gdzie podziały się brakujące gwoździe. Zupełnie jakby rozumiał gdakanie Augusty, Hildegardy, Belki i Żanety. Ale czy to możliwe? Czy chłopiec może rozumieć kurzy język? Czy kura może rozumieć ludzki język? I co w ogóle może się wydarzyć, jeżeli i chłopiec i kury odkryją, że potrafią się ze sobą porozumieć?
Kochani, jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te niezwykle ważne (nie tylko dla chłopców i kur) pytania, to sięgajcie po „Kury z grubej rury” Justyny Bednarek! Czytajcie i bawcie się świetnie! I może przemyślcie przygarnięcie jakiejś kury