Noskowiczki i Noskowicze, pora na kolejną porcję naszych książkowych poleceń. Tym razem będzie trochę wakacyjnie-babciowo, trochę psio-górsko a trochę kamperowo-podróżniczo. No to czytamy!
Ci, którzy uwielbiają wakacje (i babcie!)
powinni sięgnąć po książkę Dominiki Gałki pt. „Sklep z babciami”, wydaną przez Wydawnictwo Literatura w 2019 roku.
Jej akcja dzieje się na wakacjach. Wojtek, który właśnie skończył trzecią klasę a we wrześniu idzie do czwartej, chciałby gdzieś wyjechać. Ale niestety, jego rodzice są potwornie zapracowani i chłopiec spędzi dwa letnie miesiące w domu, co (jak zapewne się domyślacie) skutecznie psuje mu humor. I jak to często w życiu bywa - z powodu czyjegoś złego humoru obrywa zupełnie niewinna osoba. W przypadku Wojtka - jego pluszowy jamnik: rzucony ze złości o ścianę traci swój guzikowy nos. Cóż robić? Ano, trzeba jakoś naprawić błąd. Dlatego Wojtek wybiera się do pasmanterii - sklepu z guzikami, gumkami, włóczkami i najróżniejszymi tkaninami, gdzie czeka go prawdziwa niespodzianka, która zupełnie zmieni jego wakacje!
Pasmanterię „Pętelka” prowadzą trzy staruszki: panie Maria, Malwina i Róża, które są siostrami. Oprócz tego, że sprzedają igły, nici i guziki, opiekują się też niesfornym psiakiem Bolkiem i bardzo szybko zaprzyjaźniają się z Wojtkiem. Tym bardziej, że chłopiec ciągle wraca do „Pętelki”, bo po prostu wciąż zapomina o kupnie guzika na nos swojego pluszaka. Ale jak tu nie zapominać, skoro w pasmanterii tyle się dzieje. Najpierw pies Bolek cały ubrudził się farbą do tkanin i trzeba go było wykąpać (powiem wam w sekrecie, że niestety farby nie udało zmyć się w całości i psiak został w połowie niebieski!). Później Wojtek został zaproszony przez panią Różę do pieczenia babeczek. Nie, nie w pasmanterii! Okazało się, że nad sklepikiem trzy siostry mają całkiem przytulne mieszkanko z przestronną kuchnią. A pani Róża uwielbia w niej coś pichcić. Wojtek najpierw ubijał pianę z białek a później miał ją połączyć z masą i mąką. Coś jednak poszło nie tak, bo po wyjęciu z piekarnika babeczki w ogóle nie wyglądały jak babeczki, ale jak żółta paćka…
Wojtek odwiedza staruszki podczas tych wakacji tak często, że w końcu zaczyna nazywać jej babciami. Nie tylko kąpie ich psa i pichci w ich kuchni. Zaprzyjaźnia również swoje „przyszywane” babcie ze swoimi rodzicami. A w pewnym momencie staje się nawet pełnoprawnym opiekunem kota. I to wszystko dzieje się podczas wakacji, które przecież miały być najgorsze w jego życiu! Okazuje się jednak, że dobre towarzystwo potrafi zmienić nudę w najbardziej ekscytującą przygodę. I wcale nie musi to być towarzystwo rówieśników! Jeśli chcecie się przekonać, czy ta wyjątkowa przyjaźń Wojtka z paniami Marią, Malwiną i Różą przetrwa próbę czasu i nie zaszkodzi jej nawet rozpoczęcie roku szkolnego - koniecznie sięgnijcie po „Sklep z babciami”. To bardzo ciepła opowieść, idealna na wakacyjną lekturę!
Ci, którzy kochają psy (i góry)
muszą przeczytać „Wyprawę do doliny” napisaną przez Annę Sakowicz, która jest kolejną, trzecią częścią („Wyprawa…”, nie autorka!) serii POPR-ańcy, wydaną przez Wydawnictwo Labreto w 2024 roku.
Zapewne wiecie, że w Polsce istnieje TOPR, czyli Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. To grupa bardzo odważnych ludzi, którzy dbają o to, żeby turystom w górach nie stała się żadna krzywda. Ale być może nie wiecie, że w Tatrach powstał również POPR, czyli Psi Oddział Przyszłych Ratowników. Tworzą go psy, kot i szczur. W tej części serii cała ta wesoła kompania staje przed nie lada wyzwaniem. Muszą pomóc swojej przyjaciółce papudze w bardzo ważnej kwestii. Otóż papuga ara o imieniu Oda marzy o własnym jajku, a ponieważ wciąż go nie zniosła, popadła w depresję. Wyskubała sobie wszystkie pióra, smutno spuściła dziób i zaczęła przesiadywać w kącie klatki. Wygląda tak mizernie, że jej psim (i kocim, i szczurzym) przyjaciołom robi się jej bardzo żal, postanawiają więc zdobyć jajo dla Ody!
Początkowo wydawało się, że problem da się rozwiązać bez wychodzenia poza własne podwórko. Przecież w gospodarstwie żyją kury i gęsi. A kury i gęsi znoszą jaja. Gdyby tak udało namówić się Koko (kurę) albo Gęgawę (gęś) na pożyczenie jajka, żeby podsunąć je do wysiedzenia Odzie, byłoby po problemie. Cała psio-kocio-szczurza ekipa przystępuje do pertraktacji, ale kiedy już udaje się uzyskać zgodę drobiu na pożyczenie jaja, pojawia się nowy problem. Oda przecież nie wychodzi w ogóle ze swojej klatki, jajo trzeba więc przetransportować do domu. Ale jak? Przecież nie w pysku, bo w pysku są zęby, a zęby są ostre i mogłyby przebić delikatną skorupkę. Na szczęście na podwórku suszy się pranie! Wystarczy ściągnąć je ze sznura, ułożyć na nim jajo, chwycić tkaninę w zęby i… już! I POPR-ańcy tak właśnie robią. Cała akcja jednak kończy się niepowodzeniem, bo jajo ułożone na reformach babci Honoraty (to takie majtasy z nogawkami do kolan!), okazuje się… Ale o tym przeczytacie przecież sami. Tak czy inaczej, trzeba szukać nowego jaja, w dodatku gdzieś dalej!
Wyprawa po jajo okazuje się bardzo trudna. Bo góry, choć przepiękne, są bardzo niebezpieczne. Okazuje się, że groźne są w nich nie tylko zwierzęta (strzeżcie się niedźwiedzia, ale nie lekceważcie również puchacza). Rwące potoki i strome stoki, a także szybko zmieniająca się pogoda również mogą napędzić stracha. Na szczęście nasze psiaki (i kot, i szczur) doskonale wiedzą, jak sobie radzić w górach podczas wyprawy po jajo. A swoją wiedzą chętnie dzielą się z czytelnikami. Dlatego, śledząc losy ekspedycji, która w poszukiwaniu jaja dla Ody wybrała się do Doliny Wysranki (serio! tak się nazywa pewne miejsce w Tatrach), nie zmarnujcie okazji, żeby nauczyć się kilku niezwykle przydatnych umiejętności, na przykład tego, co oznaczają poszczególne kolory szlaków. Bo okazuje się, że czarny nie zawsze jest najtrudniejszy, a żółty wcale nie przebiega po słonecznych terenach!
Jestem przekonana, że lektura „Wyprawy do doliny” (albo jakiejkolwiek innej części cyklu), stanie się dla was początkiem serdecznej przyjaźni z POPR-ańcami!
Ci, którzy najbardziej na świecie lubią poznawać świat (i zawsze zaczynają od poznawania najbliższej okolicy)
zapewne nie będą mogli się oderwać od książki Anny Jurczyńskiej „Kamperem przez Polskę”, z serii Pamiętniki Fenka, wydanej przez Wydawnictwo Konrad Sobik w 2023 roku. Ja tym razem wybrałam dla was drugą część tej serii (i miałam swoje powody), ale z powodzeniem możecie sięgnąć po inne książki o kamperowych podróżach Fenka, bo każda z nich dostarczy wam mnóstwa pomysłów na bliższe i dalsze wycieczki po Polsce.
W tej części Fenek, mały lisek, w swoim pamiętniku opisuje kilka fantastycznych miejsc, które odwiedził. Jego wielka podróżnicza przygoda zaczyna się w Janowie Podlaskim. Jak zapewne wiecie, Janów słynie z hodowli koni arabskich a tamtejsza stadnina ma ponad dwieście lat! W Janowie odbywają się też słynne aukcje, podczas których bardzo bogaci ludzie kupują bardzo piękne konie za niebotyczne kwoty. Wyobraźcie sobie, że za jedną z klaczy zapłacono prawie sześć milionów złotych! Ale mnie bardziej od stajni dla koni zainteresował zamek, który odwiedził Fenek. Bo w tym zamku mieszkała najprawdziwsza księżniczka. Miała na imię Daisy, a jej przepiękny zamek położony jest w Książu pod Wałbrzychem. I na pewno kiedyś się do niego wybiorę, podobnie jak Fenek.
Wałbrzych jest położony daleko od Krosna, na szczęście Fenek odwiedził też miejsca, do których łatwo nam będzie się wybrać choćby na jednodniową wycieczkę. Jednym z nich jest Przemyśl. Fenkowi bardzo podobała się fontanna z niedźwiedziami, położona na przemyskim rynku, który w dodatku zafascynował go tym, że jest stromy. Dlatego ma schody, żeby zmęczonym turystom łatwiej było po nim spacerować. Co jeszcze można zobaczyć w Przemyślu oprócz wielu urokliwych uliczek i przepięknej panoramy miasta roztaczającej się z Kopca Tatarskiego? Warto wybrać się do Muzeum Dzwonów i Fajek, w którym można obejrzeć… oczywiście dzwony i fajki. A to dlatego, że Przemyśl niegdyś był dużym ośrodkiem ludwisarskim (czyli mieszkali w nim ludwisarze - ludzie zajmujący się odlewaniem dzwonów). Najfajniejsze jest to, że z miasta położonego na południu dzwony trafiały między innymi na statki, którymi płynęły w najróżniejsze części świata. Być może na tych statkach transportowane również wyprodukowane w Przemyślu fajki.
Na samym końcu polecam wam wybrać się z Fenkiem do Krakowa. W jego pamiętniku opisana jest historia królowej Bony, która przyjechała do Polski z Włoch. Niestety, nasze polskie jedzenie nie bardzo jej smakowało, bo na dworze jej męża jadano głównie mięso, a ona była przyzwyczajona do warzyw i makaronu. W końcu postanowiła założyć na Wawelu ogród i posadziła w nim kalafiory, selery, kapustę, fasolę i pomidory. Czyli warzywa idealne do zupy! Polacy te produkty zaczęli nazywać włoszczyzną (w końcu królowa sprowadziła je z Włoch) i ta nazwa jest w użyciu do dziś! A Fenek i jego młodsza siostra Fenia z włoszczyzny ugotowali dla rodziców zupę. Przepisem na nią lisek postanowił się z wami podzielić w swoim pamiętniku.
Fenek odwiedził w tej części swoich przygód również Gniezno (gdzie był na najprawdziwszym meczu żużlowym), Płock (gdzie wziął udział w Dniach Chemika), zszedł do kopalni w Wieliczce i Zabrzu oraz wybrał się w Tatry (ciekawe czy na szlaku nie spotkał przypadkiem POPR-ańców?).
A lektura pamiętnika, w którym opisał te wszystkie wycieczki, być może zainspiruje was do własnych wędrówek!