Do wakacji jeszcze chwilka… (na szczęście wcale nie taka długa!) a ja właśnie znalazłam na naszych bibliotecznych półkach książkę, która może was do nich wspaniale przygotować. I nie, nie jest to przewodnik po Polsce (choć w sumie trochę jest, ale o tym za chwilę). To najprawdziwsza powieść kryminalna dla młodych czytelników. A o tym, co wspólnego z wakacjami mają przestępcy przekonacie się sami, sięgając po napisaną przez Grzegorza Kasdepke książkę pt. „Koronkowa robota czyli wzór na kryminalną historię”. To co, czytamy? Czytamy!
Grzegorz Kasdepke
Koronkowa robota, czyli wzór na kryminalną historię
Wydawnictwo Literatura
Łódź, 2022
Książkę możecie wypożyczyć w Oddziale dla Dzieci (ul. Wojska Polskiego 41)
Staszek, lat dziewięć, jego młodsza o dwa lata siostra Róża, mama i tato przyjeżdżają na wakacje do pensjonatu pani Marii w Koniakowie. To pięknie położona wieś w Beskidzie Śląskim, ale przyciąga nie tylko miłośników górskich wędrówek (choć mama i tato niewątpliwie do takich należą). Kto wie, czy nie bardziej znana jest z tego, że od dawna w Koniakowie robi się przepiękne koronki, doceniane na całym świecie.
Ale wróćmy do naszych bohaterów…
Staszek przyjeżdża do Koniakowa z planem. Postanawia podczas wakacji napisać powieść kryminalną. Dlatego od pierwszego momentu po wyjściu z samochodu notuje w swoim zeszycie wszystkie podejrzane rzeczy. A okazuje się, że jest ich całkiem sporo. Po pierwsze - dwaj podejrzani mężczyźni z brodami z aparatami fotograficznymi kręcący się przy Muzeum Koronki (drab numer jeden i drab numer dwa), po drugie - dużo motocyklistów (choć w sumie nie wiadomo, czy są oni podejrzani, ale ponieważ ze względu na kaski nie widać ich twarzy, Staszek postanowił wciągnąć ich na listę), po trzecie, czwarte, piąte i dalej - dom pani Marii, który chłopiec postanawia zwiedzić w tajemnicy, sama pani Maria i jej tajemniczy znajomi - np. pani Lucynka z Muzeum Koronki, albo pan Tadek z armatą (po co mu w ogóle taka armata w Koniakowie? czyżby chciał do kogoś strzelać?).
Pierwszego wieczoru w domu pani Marii Staszek, który zdecydował, że nie będzie ufał nikomu i niczemu, postanawia spenetrować strych. Ale… przedsięwzięcie kończy się tym, że spada z drabiny i obdziera sobie kolano. Trochę ze względu na trudności w chodzeniu (trzeba przecież uważać, żeby nie zerwać strupa i nie spowodować krwotoku!) a trochę ze względu na karę (w końcu nie wolno myszkować bez pozwolenia po zakamarkach cudzego domu!) rodzice następnego dnia rano zostawiają Staszka i Różę w domu a sami wybierają się na wyprawę na Baranią Górę.
Dzieci zostawione pod opieką pani Marii początkowo zajmują się swoimi sprawami (czyli Róża wybiera się z panią Marią na zakupy a Staszek próbuje pisać swoją powieść) ale wkrótce atmosfera się zagęszcza. Pod oknami ich wakacyjnego domu przemykają tajemnicze osoby, klamka w drzwiach porusza się naciskana zapewne przez włamywacza, na wycieraczce pojawiają się podrzucone przez kogoś liściki o dość złowieszczej treści, w których pojawiają się „ślepe oczka” i „trupioczki”... W dodatku Staszkowi i Róży wydaje się, że pani Maria ich podsłuchuje! A co, jeśli dzieciaki wpadły na trop jakiegoś przestępstwa (to nic, że jeszcze nie do końca wiedzą jakiego!), w które jest zamieszana ich gospodyni i zaczyna grozić im niebezpieczeństwo? A co, jeśli rodzice nie zdążą wrócić na czas ze swojej górskiej wyprawy? Czyżby rodzeństwo było zdane na własne siły?
Cóż, Staszek jako starszy brat postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i zapewnić sobie i siostrze bezpieczeństwo do czasu powrotu rodziców. Postanawia, że najpierw za wszelką cenę muszą uwolnić się od towarzystwa pani Marii, która przecież może być groźnym przestępcą! Dzieciaki uciekają więc z domu…
I oczywiście, jak na powieść kryminalną przystało, dzieci naprawdę wplątują się w aferę kryminalną. I to wplątują dosłownie, bo jest ona związana z plecieniem koronek i wystawą koronkowych sukien, prezentowaną w Muzeum, w którym pracuje pani Lucyna. Bardzo cennych sukien…
Oczywiście nie zdradzę wam, jak skończy się przygoda Staszka i Róży, ale zapewniam, że będzie obfitować w wiele mrożących krew w żyłach momentów.
W dodatku będzie śmiesznie (w końcu książkę napisał Grzegorz Kasdepke, a humor to znak rozpoznawczy tego pisarza).
No i trzecią najważniejszą zaletą książki jest to, że będzie też interesująco. Bo wiecie: Koniaków istnieje naprawdę i można tam pojechać, w dodatku istnieje naprawdę muzeum koronki - Centrum Koronki Koniakowskiej i na koniec prawdziwa bomba! Istnieje naprawdę pani Lucynka z muzeum! Wszystkie więc opisane w książce fakty o koronkach koniakowskich są prawdziwe (jak to fakty) i okazuje się, że w robieniu koronek, czyli tak zwanym heklowaniu, nie ma absolutnie nic nudnego a nawet można na nim zrobić majątek!
Pozostaje mi tylko zachęcić was do przeczytania „Koronkowej roboty” i… chwycenia za szydełko! Bawcie się dobrze!