12 grudnia 2022 roku odbyło się kolejne spotkanie sympatyków kina, członków Klubu Miłośników Filmu, na którym obejrzeliśmy polski film „Zupa nic”.
Polska. Czasy PRL-u. Czasy żywności na kartki. Blokowisko. Typowa polska rodzina dwa plus dwa, czyli rodzice i dwójka dzieci. Tym razem też puls teściowa, ale co poradzić.
Zdobyczne pomarańcze i kultowa linia kosmetyków Pani Walewska, zabawy na trzepaku pod blokiem i paczka z Ameryki to fenomen tamtych czasów. Tytułowa zupa to także pyszne wspomnienia z tamtego okresu.
Nadchodzą święta. No cóż. Kiedy zaliczy się kilka tradycyjnych procentowych śledzików na mieście wymarzona choinka okazuje się drapakiem a kartki na święta giną w tajemniczych okolicznościach. Zadyma murowana. Kiedy jednak latem mąż wpada na pomysł niespodzianki dla żony i kupuje zestaw wypoczynkowy, który nijak nie daje się upchnąć w zagraconych i wyposażonych już dwóch pokojach to też źle. Kobiecie nie dogodzisz.
Spełnieniem marzeń staje się mały fiat zaparkowany pod balkonem. Co prawda po pierwszej nocy zostaje bez kół ale takie uroki garażowania pod chmurką. Nagle w rodzinie budzi się duch podróży. Nieważne że bez znajomości języka, ze słoikami w bagażniku i z kontrabandą w bagażach.
Scenografia i kostiumy świetnie oddają klimat tamtych czasów. Ale to obsada, gra aktorska i świetne dialogi robią ten film. Kinga Preis w kultowej fryzurze tamtych czasów - trwałej jest zachwycająca. Adam Woronowicz po raz kolejny udowadnia, że sprawdza się zarówno jako ksiądz jak i zwykły ojciec rodziny. A na deser Ewa Wiśniewska z niecenzuralnymi tekstami jest świetna. Klubowicze zgodnie stwierdzili, że film jest bardzo miłym powrotem do przeszłości. Z nostalgią wspomniano kolejki i puste sklepowe półki. Dla nich to była codzienność. Obecne młode pokolenie może tylko z uśmiechem oglądać o tym filmy. Sentymentalna podróż w czasie i mnóstwo wspomnień plus humor i absurdy tamtych czasów. Sama przyjemność.
/AU/