Noskowiczki i Noskowicze, zadam wam bardzo trudne pytanie: czy wy lubicie szkołę? Na szczęście nie musicie mi na nie odpowiadać osobiście (choć jeśli tylko chcecie, to czekam na wasze wiadomości), tylko odpowiedzieć samym sobie. Założę się, że gdybyście robili to osobiście, to wasze wypowiedzi byłyby twierdzące: „Tak!”, „Oczywiście!”, „Kochamy szkołę!” i to tylko dlatego, że ja jestem dorosła, a dorosłym zawsze mówi się to, co wypada. No, to teraz się wam przyznam, że ja odpowiedziałabym przecząco: „Nie, nie lubiłam szkoły.” Zupełnie jak bohaterowie książki Marty H. Milewskiej „Po co nam ta szkoła?”. Dlatego mogłam się z nimi utożsamić i lektura sprawiła mi olbrzymią przyjemność. I dlatego polecam wam tę opowieść, nawet jeśli wy akurat szkołę bardzo lubicie!
Marta H. Milewska
Po co nam ta szkoła?
(w serii „Leon pyta”)
Wydawnictwo Tatarak
Warszawa, 2020
Książkę możecie wypożyczyć w Oddziale dla Dzieci (ul. Wojska Polskiego 41)
Leon chodzi do czwartej klasy. I bardzo tego nie lubi. Może nie samego chodzenia i może nie czwartej klasy. Ale wszystkiego innego, co się z tym wiąże: wczesnego wstawania, pośpiesznego mycia zębów, narzekania taty, że przez opieszałość Leona znowu spóźni się do pracy, taszczenia ciężkiego plecaka, siedzenia spokojnie w jednym miejscu, czyli w szkolnej ławce, przez baaardzo długi czas (za długi dla Leona), wkuwania na pamięć nudnych wierszyków i pisania sprawdzianów. Zwłaszcza dyktand, bo Leon tak w ogóle uprościłby polską ortografię i przyjął, że zawsze i wszędzie używa się tylko „ż”, „h” i „u”.
Oczywiście nasz bohater nie jest ze swoimi poglądami na szkołę sam. Inne dzieciaki z jego klasy, też niespecjalnie zachwycają się szkołą, no może poza Łukaszkiem, który zawsze stara się przypodobać dorosłym, więc mówi, że szkoła jest super (choć nie wiadomo, czy naprawdę tak myśli, czy tylko tak mówi).
Wyobraźcie więc sobie zaskoczenie Leona i reszty czwartej de, kiedy któregoś pięknego dnia do klasy wchodzi ich nauczycielka pani Ponurska z dyrektorką i ogłaszają, że wszystkie czwarte klasy mają wziąć udział w wielkim szkolnym projekcie „Szkoła marzeń”! Zaspany Franek trochę nieprzytomnie pyta, czy będą nagrody. No i okazuje się, że będą, że zwycięska klasa pojedzie na całodniową wycieczkę. Czwarta de do końca miesiąca ma przygotować projekt i przedstawić go na szkolnym pikniku, w którym weźmie udział mnóstwo bardzo ważnych zaproszonych gości. Pora więc brać się do roboty!
Nasz kolega Leon zostaje kierownikiem projektu. Gabrysia z Gosią, które uwielbiają plastykę, zrobią makietę szkoły marzeń, Maja z Olą zaśpiewają piosenkę o szkole, Łukaszek wygłosi wiersz napisany przez Janka (oczywiście o szkole!), Mieszko, którego tato jest historykiem, zrobi prezentację o historii szkoły… Każdy ma coś do roboty. I każdy chce, żeby ich projekt wygrał, co z kolei wiąże się z tym, że musi się on spodobać dorosłym, głównie pani Ponurskiej, dyrektorce i tym ważnym gościom. Wypada więc wybadać, co tak naprawdę dorośli sądzą o szkole.
Chłopcy pytają o to tatę Mieszka, który przy okazji wyjaśnia im, jak wyglądały pierwsze na świecie szkoły w starożytnym Rzymie, w których pisało się na glinianych tabliczkach a źle opłacani nauczyciele (często greccy niewolnicy) bili rózgą za brak zadania.
Przy okazji tato Mieszka wspomina jak sam chodził do szkoły, robił psikusy i spędzał wspaniały czas z kolegami. Pani Ewa, sąsiadka Leona z parteru, która dziś jest lekarzem, też bardzo dobrze wspomina szkołę, a zwłaszcza jednego chłopca, ślicznego Waldka z ósmej klasy, w którym była beznadziejnie zakochana…
I tylko mama Stefanka, która jest malarką, zapytana o swoją szkołę mówi, że było w niej okropnie. Że ponieważ odróżniała się od innych dzieci w klasie (np. strojem), była raczej wycofana i nieśmiała, niewiele mówiła, rówieśnicy i niektórzy nauczyciele zaczęli ją gnębić. Pomogła jej dopiero pani od plastyki, która jako pierwsza dostrzegła w milczącej dziewczynce talent i zachęciła ją do jego rozwijania.
Cóż, okazało się więc, że w szkole zawsze było różnie i że jedni ją lubili a inni nie (czyli zupełnie tak jak dzisiaj). Aby jednak wygrać konkurs i zrobić najlepszy w szkole projekt nie wystarczy powspominać jak to kiedyś bywało. Trzeba wymyślić, jak może być w przyszłości. I okazuje się, że o ile Leon i jego koleżanki i koledzy, posiłkując się wspomnieniami swoich rodziców, nie mają najmniejszych trudności z wyliczeniem tego, co w szkole jest złe, to trochę trudno przychodzi im wyliczyć, co w szkole mogłoby być dobre… Może gdyby lekcje zaczynały się trochę później? Może gdyby nie trzeba było zbyt długo siedzieć w ławce? Może gdyby dzieciaki mogły skupić się na lekcjach, które najbardziej ich interesują? Swoją drogą jestem bardzo ciekawa, jak wy poradzilibyście sobie z zadaniem zaprojektowania szkoły marzeń? Co dorzucilibyście do listy czwartej de? Bowiem choć może dzisiaj wydaje się wam, że nie macie wpływu na to, jak wygląda wasza szkoła, to przecież niekoniecznie macie rację - możecie ją zmienić, np. rozmawiając z wychowawcą albo dyrekcją, a jeśli nawet nie uda się wam to od razu, to kto wie, może w przyszłości sami zostaniecie nauczycielami, wychowawcami albo dyrektorami szkół (a niektórzy może nawet ministrami edukacji!) i wtedy już będziecie mieli na szkołę bardzo duży wpływ!
Kochani, oczywiście nie zdradzę wam, jak wyglądała końcowa wersja projektu szkoły marzeń według czwartej de, ani jak wypadła prezentacja na pikniku szkolnym, ani jak na nią zareagowali bardzo ważni goście. Bo wtedy zepsułabym wam całą przyjemność z lektury a uwierzcie mi, że książka „Po co nam ta szkoła?” Marty Milewskiej, świetnie zilustowana przez Ankę Wiklińską, wywoła u was wybuchy głośnego śmiechu (ja się śmiałam!) ale i każe się wam zastanowić, czy szkoła naprawdę jest tak w ogóle niepotrzebna, czy naprawdę jest taka zła i czy naprawdę nie da się zrobić nic, żeby była lepsza!
A może po „Po co nam ta szkoła?” przeczytacie inne książki z serii „Leon pyta”? Gorąco was do tego zachęcam! Znajdziecie je oczywiście na półkach Oddziału dla Dzieci krośnieńskiej biblioteki!