Kochane Noskowiczki, drodzy Noskowicze! No i znów to samo! Znów wrzesień i jesień i szkoła… I choć w tamtym roku szkolnym, kiedy przeważnie uczyliśmy się zdalnie, stęskniliśmy się za dzwonkiem i hałasem na korytarzu, i za kolegą albo koleżanką z ławki, to jednak jestem pewna, że absolutnie nikt, kto mógłby wybierać: wakacje czy nauka w szkole (choćby i stacjonarna) ,nie wybrałby szkoły! (a może się mylę? może są wśród was tacy, którym jednak nie będzie żal wakacji? koniecznie się do mnie odezwijcie, bo bardzo chciałabym was poznać ).
Dlatego podczas naszego wrześniowego spotkania nie będę wam rekomendować jakiejś obszernej powieści z milionem kartek do przeczytania i trudną treścią. Nie chcę Was przecież przemęczyć! Mam dla Was „Kilka niedużych historii” - osiem króciutkich opowiastek napisanych przez panią Kasię Wasilkowską. Mam nadzieję, że znacie panią Kasię (kiedyś czytaliśmy tutaj wspólnie jej książkę „Jowanka i gang spod Gilotyny”) nie tylko z jej książek, ale i osobiście - była gościem w naszej bibliotece w 2019 roku i odwiedziła nas również 17 września 2021!
A gdyby ktoś z Was jednak pani Kasi nie znał, to myślę, że doskonałym początkiem tej czytelniczej znajomości może okazać się właśnie lektura „Kilku niedużych historii”! To co? Czytamy? Czytamy!
Katarzyna Wasilkowska
Kilka niedużych historii
Wydawnictwo Adamada
Gdańsk, 2021
Książkę możecie wypożyczyć w Oddziale dla Dzieci (ul. Wojska Polskiego 41)
W pierwszej historii zupełnie gubi się pan w pomarańczowej kamizelce. Wiecie, ten, który zatrzymuje jadące samochody, żeby dzieciaki mogły bezpiecznie przejść przez ulicę. Wiecie? Nie wiecie? No właśnie! Dzieciaki z opowiadania „O panu w pomarańczowej kamizelce” też nie wiedziały, który to pan. Okazało się, że przez wiele miesięcy kompletnie nie zwracały na niego uwagi, nawet nie mówiły mu „dzień dobry”. Był dla nich po prostu częścią krajobrazu, jak znak drogowy albo kubeł na śmieci. Ale kiedy pewnego dnia nie pojawił się na chodniku i nie zamachał znakiem STOP przed oczami pędzących kierowców, okazało się, że jest bardzo ważny! Trzeba go odnaleźć! Inaczej dzieciaki już zawsze będą stać na chodniku czekając aż samochody przestaną jechać… Ale jak to zrobić, skoro się nic o nim nie wie, i nawet trudno namalować jego portret pamięciowy, bo nikt nie pamięta jak pan wyglądał…
W drugiej historii poznacie Szczepcia, który bardzo by chciał zakumplować się ze swoim starszym bratem Borysem. Ale po pierwsze Borys wcale nie uważa że młodszy brat to materiał na kompana, a po drugie - chłopcy różnią się od siebie jak ogień od wody. Borys (przynajmniej w oczach Szczepcia) na wszystkim się zna i ma świetne pomysły, jest duży i silny, trochę źle się uczy (to zdanie mamy) i jest wyjątkowo nieposłuszny i leniwy (to znów mama). A Szczepcio jest cichy i bardzo lubi spokój, dlatego gdy na przykład mama krzyczy na Borysa, Szczepcio rysuje morze po którym na kontenerowcu pływa tata chłopców i wierzy, że przez te rysunki powietrze w domu się oczyszcza. Ale czy na pewno? Przekonajcie się sami, czytając opowiadanie „O tym, jak Szczepcio ćwiczył męstwo”.
W książce pani Kasi Wasilkowskiej znajdziecie też opowiadanie o innym chłopcu, Jacusiu, który co prawda nie miał problemów ze starszym bratem, ale nie dogadywał się zupełnie z kolegami z przedszkola. W dodatku nie dogadywał się tak bardzo, że ich jedyną formą kontaktu były popychanki, kuksańce a czasem nawet solidne uderzenia jak w prawdziwej bitce. Panie przedszkolanki skarżyły się na Jacusia mamie, mama skarżyła się tacie, a tato… No właśnie, co zrobił tato? Okazuje się, że tato nikomu nie poskarżył się na syna, ale przeprowadził swoje własne małe śledztwo i dowiedział się, jaki związek z zachowaniem Jacusia w przedszkolu ma fakt, że niedawno chłopiec był chory. Chcecie wiedzieć? Przeczytajcie „O Jacusiu, który kaszlał”.
Są i opowiadania o dziewczynach!
O Romce, która miała najlepszą przyjaciółkę Milenkę, ale po jej wyprowadzce za granicę została posadzona w jednej ławce z Zosią. Albo o Sonii, którą babcia Geniusia wyręczała absolutnie we wszystkim, a już najbardziej to w sprzątaniu. I o tym, co się stało, gdy babcia Geniusia pojechała do sanatorium a dziewczynką zaczęła opiekować się druga babcia, ta mniej lubiana, z grubymi nogami i przetworami w słoikach, które wcale a wcale nie smakowały tak, jak uwielbiane przez Sonię kinder niespodzianki.
Kochani, tak się rozpędziłam, że opowiedziałam wam prawie całą książkę „Kilka niedużych historii”, więc nic już więcej nie zdradzę na temat jej treści. Mam nadzieję, że sami czujecie się zachęceni do lektury tak bardzo, że zaraz popędzicie do biblioteki, żeby ją wypożyczyć i przeczytać jednym tchem!
Dodam tylko na koniec, że jak zawsze w przypadku polecanych tutaj książek, tak i w tej pod czasem zabawnymi a czasem smutnymi historiami kryją się ważne tematy do przemyślenia. Bo może i wy czasami nie dostrzegacie mijanych codziennie osób, może nie dogadujecie się z rodzeństwem, nie lubicie jakichś klasowych koleżanek i kolegów albo wykorzystujecie okazję i pozwalacie, żeby babcia (albo dziadek) robili coś za was. Może w historiach opisanych przez panią Kasię Wasilkowską (i wspaniale zilustrowanych przez panią Joasię Rusinek) odnajdziecie siebie! I zastanowicie się, czy wasze zachowanie jest zawsze słuszne! A jeśli nie jest, to „Kilka niedużych historii” podpowie wam, jak je zmienić!
Dlatego zachęcam was gorąco do przeczytania tej i innych książek Katarzyny Wasilkowskiej. Naprawdę warto!